wtorek, 17 lipca 2012

Podkładki self-made

Podkładki na stole przy małych dzidach to mus. Muszą być płynoodporne i bardzo wielokrotnego użytku. Ostatnio mieliśmy plastikowe z IKEA w urocze ptaszyny, ale zmasakrowane już nieco poszły na emeryturę. Trochę mnie też wkurzały, bo po wytarciu stołu trzymały pod sobą wilgoć. Zapewne posłużą jeszcze na balkonie, albo jako podkład przy malowaniu farbami.
Chcąc kupić nowe wiedziałam, że muszę mieć takie 'materiałowe', do wyprania. Po bezowocnych poszukiwaniach wpadłam na pomysł samodzielnego uszycia czegoś, co będzie jednocześnie podkładką pod jedzenie i matą ozdobną na stół. W IKEA znalazłam materiał ceratopodobny, do którego dopasowałam tkaniny z moich zapasów. W pasmanteryjnym dokupiłam watolinę 'z metra'. I nie wiedząc jak zachowywać się będzie cerata pod igłą mojego łucznika, zabrałam się do pracy:)


Maszyna dała radę, bardzo szybko się uwinęła;) Po zszyciu 3 warstw i wywinięciu na prawą stronę pozostało mi jedynie wymyślić wzór 'pikowania'. W nieco ponad godzinę powstały cztery dwustronne podkładki,

... które zostały pozytywnie zaopiniowane przez grono potencjalnych użytkowników:)

środa, 11 lipca 2012

Śledź dizajn w Gdyni


Od soboty 7. lipca trwają GdyniaDesignDays. Kolejna trójmiejska impreza z dizajnem w roli głównej. Sporo wystaw, wykładów, warsztatów. Część stricte dla ludzi z branży, część dla szaraczków, część z myslą o dzieciakach. Co nieco udało mi się zobaczyć.




Bóg Humor Ojczyzna.  Jako slawistka musiałam obejrzeć tę wystawę, która miała odczarować rosyjski dizajn ze złotych klamek, christali i barokowych tapet. Jakoś bez zaskoczenia, bo odniesień do folku sporo (matrioszka wybebeszona na wiele sposobów), ażurowe patery na owoce, to już (IMO) dość oklepany temat, a solniczki/pieprzniczki w kształcie aniołków/diabełków też już gdzieś widziałam. Za to strasznie podobał mi się projekt mebelków dziecięcych z elementami mojej ulubionej sklejki, takie trochę art-deco. Dobra rzecz, to również tradycyjne talerze do wieszania na ścianie ozdobione, zamiast wzorami kwiatowymi, rysunkami scenek rodzajowych z 'dresiarzami'(?) w rolach głównych. Fajne.



Centrum GDD stanowił Terminal Designu utworzony na końcu Skweru Kościuszki z kontenerów, w których mieściły się mini sale wystawowe, dotyczące TEMATu, wystawy "mającej  w ciekawy sposób (...) pomóc zrozumieć zwiedzającemu, że nawet w sposób nieświadomy obcuje z designem, który staje się głównym TEMATem otaczającego go świata".

W jednym z kontenerów mieścił się sklepik z rękodziełem/dizajnerskimi przedmiotami projektu młodych-zdolnych:) Kubki, zabawki, książki, gadżety rewelacyjnie prezentowały się na sklejkowy regał inspirowany zapewne plastrem miodu. Przyjęłabym taki z chęcią;)

We wtorek byłam na warsztatach Szwedzki Design, poprowadzonych przez dekoratorkę z IKEA i zakończony wykonaniem projektu rzeczy, a dziś z moimi dzidami lepiliśmy smoka z kartonu.



Było strasznie gorąco, synu po narysowaniu żółwia, znużony zaczął układać puzzle... bez obrazka. A potem przyszła (kolejna) burza...


I marzyłam, żeby wygrać stołek White Rabbit z Paged Meble...:(

sobota, 7 lipca 2012

Lodzika?

Jestem dzieckiem późnego PRLu. Mieszkałam w bloku, na blokowisku, którego mieszkańcy stanowili jakąś 1/4 populacji całego miasta. Pomiędzy blokami stawiano pawilony handlowe z supersamami Społem, warzywniakami, zakładami: szewskim, fryzjerskim, krawieckim i co tam tylko ówczesnemu człowiekowi miało ułatwić funkcjonowanie. I były też cukiernie z ptysiami i lodziarnie z lodami, których smak nijak się ma do dzisiejszych. I nie chodzi o to, że były lepsze/gorsze. 
Po lody chodziło się czasami kilka razy dziennie, a w niedzielę obowiązkowo. Jak rodzinie nie chciało się ruszyć tyłka na spacer do lodziarni, wysyłano dzieciaka po gałki z termosem:) 
Jak nie było kasy na lody, można było, licząc na dobre serce lodziarki, zdobyć połamane wafelki. Jako młodsza, patologicznie byłam wykorzystywana w tej materii przez moją starszą siostrę: "idź zapytaj pani, czy ma jakieś stare połamane wafelki". Chodziłam, nieraz goniona ścierką, gdy właziłam na świeżo umytą podłogę, zaskakując panią sprzedawczynię na fajce od zaplecza...

Jest w Gdańsku Wrzeszczu takie miejsce, które pamięta te czasy. Lodziarnia Eskimo wygląda i funkcjonuje od lat w sposób, który zapewne niewiele różni się od systemu sprzed lat.






Jest napis, że "Lody", jest kasa, w której po zapłaceniu otrzymuje się żeton z dziurką. Z żetonem podchodzi się do pani, która nakłada lody z okrągłych termosów. I, co najważniejsze: to jest TEN SAM smak, serio.




czwartek, 5 lipca 2012

Dobrze opakowane

Jako klasyczny i beznadziejny przypadek wzrokowca jedzenie spożywam wraz z opakowaniem, krem wybieram często z powodu pudełka, a herbatę ze względu na puszkę. Być może nie powinnam być tak impulsywna, ale kiedy w morzu paskudnych, obrzydliwych, czy też po prostu NUDNYCH i OCZYWISTYCH opakowań znajduję coś pięknego, w moich oczach pojawiają się spiralne kręciołki jak w kreskówkach, serce zaczyna mi walić i biorę! biorę (prawie) bez względu na cenę! ;)

Mówiąc o opakowaniach, muszę wspomnieć o fińskiej projektantce Sannie Annukka. Znajomość jej stylu zawdzięczam mojej ulubionej byłej sąsiadce i marce Marks&Spencer, której sklepy odwiedzam ze względu na produkty spożywcze (bezkonkurencyjne masło orzechowe;)). To były okolice Bożego Narodzenia i na półkach znalazłam takie cudo:


Po odwiedzinach www.sanna-annukka.com oszalałam: żywe, kolorowe, tematycznie czerpiące ze skandynawskiego folku 'pieczątkowe' wzory - mogłabym sobie tym obwiesić całe mieszkanie;)
Jako bardzo ceniona artystka (odkąd odświeżyła opakowanie na tradycyjnych fińskich cukierkach Marianne, zapewne traktują ja jako dobro narodowe), Sanna Annukka uczestniczy w wielu projektach: tworzy grafiki, ilustracje, wzory na elementach wystroju wnętrz, okładki płyt oraz projekty opakowań produktów spożywczych, kosmetykach. Są bardzo charakterystyczne, nietrudno rozpoznać jej styl.

























Wśród polskich marek kosmetycznych opakowaniami zdecydowanie wyróżnia się Ziaja. Proste, rozpoznawalne w formie, fajne, oszczędne grafiki, dobrze dobrane kolory. Poza tym uwielbiam ją za nazwy: Maziajki, Ulga (aż chce się tym smarować zaczerwieniona skórę), Sopot. Jedynie nazwa linii Yego wydaje mi się nieco pretensjonalna...


Ha! Nawet korniszony i kapucha mogą być dobrze opakowane (Idee dla Szafran):


Niestety, jeszcze długa droga, zanim producenci zrozumieją, że opakowanie z sokiem nie musi być opatrzone zdjęciem pomarańczy, a z kartonu z mlekiem wcale nie musi łypać na nas oczywista krowa...




Oczywiście dodam coś trącącego minionym wiekiem. Tak, uwielbiam wzory retro, również na opakowaniach. Kiedyś wyszarpałam z ciocinego kredensu piękną puszkę po kakao Wedla. Kilka lat później w zupełnie innym kredensie zobaczyłam puszkę z Goplany - 'taką samą, tylko, że inną' (to oryginalny cytat z podwórkowej mowy z mojego dzieciństwa). Postarałam się, żeby była moja;)




Uwielbiam puszki również za ich ekologiczność. Ładna puszka przetrwa kilkadziesiąt lat, w służbie kolejnym pokoleniom:)