wtorek, 23 października 2012

Oto jest Kasia

Kompletowania literatury must have ciąg dalszy. Oto jest Kasia Miry Jaworczakowej to, obok Karolci, jedna z pierwszych 'dziewczyńskich' książek w moim życiu. Karolcię mam po mężu, ale Kasi nie miałam własnej, więc kupiłam na allegro czyjąś (nawet wiem czyją, na pierwszej stronie dedykacja: "Za bardzo dobre wyniki w nauce języka angielskiego...";)), koniecznie to samo wydanie, które czytałam jako dziecko, z ilustracjami Hanny Czajkowskiej.







































Nie da się ukryć, że to książka mocno z minionej epoki: są w niej palta, pauzy w szkole, harcerze śpiewający piosenki podczas  marszu po ulicach, kokardy na dziewczęcych kitkach, no i jest lanie

- Rodzice kazali, żebyś się mną zajmował - wrzasnęła mu w samo ucho rozzłoszczona Kasia. - Ja wszystko powiem mamie i tatusiowi, jaki ty jesteś, ja im powiem, żeby cię zbili!

Powiem szczerze, że, osłupiała, zmodyfikowałam nieco to zdanie czytając je moim dociekliwym dzieciom. Jestem pewna, że wyprzedziłam tym samym ich pytanie: jak to - zbili? (wcześniej zapytali: "a co to jest lanie?")

Ale poza tymi, uroczymi (prócz lania, hehe), archaizmami, książka nic nie straciła na aktualności i autentyczności. Myślę, że każdy rodzic powinien ją sobie odświeżyć, potraktować jako leczniczy zastrzyk podczas kuracji pt.: Zrozumieć dziecko.

wtorek, 9 października 2012

Ruska chałwa

Wygląda jak beton, ale smakuje nieziemsko. Brzydsza siostra delikatnych i jasnych jak watka chałw z Grecji, Turcji, czy naszej z Brzegu: Ruska Chałwa, po prostu.

Kiedy jeszcze Rosjanie handlowali czym popadnie na naszych bazarach, rynkach, targowiskach, można było dostać kawał tego zielonkawego kloca na wagę. Albo kupić podczas wyjazdów pielęgnujących przyjaźń polsko-radziecką w czasach mojej późnej podstawówki. A, był jeszcze jeden sposób na zdobycie ruskiej chałwy: parokilometrowy spacer polną drogą do bazy wojskowej niedaleko wioski, w której mieszkał mój dziadek. Przez dziurę w drucianym płocie wchodziło się na osiedle radzieckich lotników, gdzie w sklepiku można było kupić chałwę, słodzone mleko zagęszczane w puszce lub czekoladowe konfiety. Pradawszczica błyskawicznie liczyła należność na wielkim drewnianym liczydle, pamiętam, że robiło to na mnie ogromne wrażenie.

Teraz, gdy dopadnie mnie tęsknota za smakiem ruskiej chałwy, nie muszę jechać do Rosji (choć do obwodu kaliningradzkiego mam teraz przysłowiowy rzut beretem), mogę zajrzeć na allegro, zamówić i oto mam:


poniedziałek, 1 października 2012

No cóż, jesień :/

Niezaprzeczalnie, nieodwołalnie i niestety...


















Łapiemy ostatnie ciepłe dni. Nie jestem fanką jesieni, ale przyznam, że lubię, gdy słońce chodzi niżej i prześwietla wszystko w ten specjalny dla tej pory roku sposób.


Takie widoki rekompensują mi nieco koniec lata.