Kompletowania literatury must have ciąg dalszy. Oto jest Kasia Miry Jaworczakowej to, obok Karolci, jedna z pierwszych 'dziewczyńskich' książek w moim życiu. Karolcię mam po mężu, ale Kasi nie miałam własnej, więc kupiłam na allegro czyjąś (nawet wiem czyją, na pierwszej stronie dedykacja: "Za bardzo dobre wyniki w nauce języka angielskiego...";)), koniecznie to samo wydanie, które czytałam jako dziecko, z ilustracjami Hanny Czajkowskiej.
Nie da się ukryć, że to książka mocno z minionej epoki: są w niej palta, pauzy w szkole, harcerze śpiewający piosenki podczas marszu po ulicach, kokardy na dziewczęcych kitkach, no i jest lanie!
- Rodzice kazali, żebyś się mną zajmował - wrzasnęła mu w samo ucho rozzłoszczona Kasia. - Ja wszystko powiem mamie i tatusiowi, jaki ty jesteś, ja im powiem, żeby cię zbili!
Powiem szczerze, że, osłupiała, zmodyfikowałam nieco to zdanie czytając je moim dociekliwym dzieciom. Jestem pewna, że wyprzedziłam tym samym ich pytanie: jak to - zbili? (wcześniej zapytali: "a co to jest lanie?")
Ale poza tymi, uroczymi (prócz lania, hehe), archaizmami, książka nic nie straciła na aktualności i autentyczności. Myślę, że każdy rodzic powinien ją sobie odświeżyć, potraktować jako leczniczy zastrzyk podczas kuracji pt.: Zrozumieć dziecko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz