wtorek, 9 października 2012

Ruska chałwa

Wygląda jak beton, ale smakuje nieziemsko. Brzydsza siostra delikatnych i jasnych jak watka chałw z Grecji, Turcji, czy naszej z Brzegu: Ruska Chałwa, po prostu.

Kiedy jeszcze Rosjanie handlowali czym popadnie na naszych bazarach, rynkach, targowiskach, można było dostać kawał tego zielonkawego kloca na wagę. Albo kupić podczas wyjazdów pielęgnujących przyjaźń polsko-radziecką w czasach mojej późnej podstawówki. A, był jeszcze jeden sposób na zdobycie ruskiej chałwy: parokilometrowy spacer polną drogą do bazy wojskowej niedaleko wioski, w której mieszkał mój dziadek. Przez dziurę w drucianym płocie wchodziło się na osiedle radzieckich lotników, gdzie w sklepiku można było kupić chałwę, słodzone mleko zagęszczane w puszce lub czekoladowe konfiety. Pradawszczica błyskawicznie liczyła należność na wielkim drewnianym liczydle, pamiętam, że robiło to na mnie ogromne wrażenie.

Teraz, gdy dopadnie mnie tęsknota za smakiem ruskiej chałwy, nie muszę jechać do Rosji (choć do obwodu kaliningradzkiego mam teraz przysłowiowy rzut beretem), mogę zajrzeć na allegro, zamówić i oto mam:


2 komentarze: