środa, 30 maja 2012

Takie sobie znalezisko


W Gdyni mieszkam od jesieni, ale dopiero teraz poznaję i eksploruje miasto. Zimą było... za zimno:P
Przeprowadzając się tutaj za punkt honoru postawiłam sobie chociażby 'liźnięcie' historii tego niespełna 100-letniego miasta. Trafiłam m.in. na świetny album: Gdynia - miasto z morza i marzeń Sławomira Kitowskiego. Teraz powoli przechodzę do zajęć praktycznych i odnajduję ulice, budynki, skwery sfotografowane i opisane w tym wydawnictwie, tworzące historię tego miejsca. Budowana od podstaw w pierwszej połowie minionego wieku, Gdynia jest przykładem miasta architektonicznie modernistycznego. Strasznie podoba mi się ten brak typowej zabudowy 'starówkowej':)

Ale wróćmy do tytułowego znaleziska. Oto co mnie zatrzymało, a zatrzymawszy - zachwyciło podczas przechadzki ulicą Harcerską:


Ściana nad wejściem do budynku przedszkola miejskiego udekorowana została przecudownym wprost reliefem. Tematyka morsko-dziecięca wskazywałaby, że budynek zaprojektowany był właśnie jako przedszkole lub przynajmniej miejsce przeznaczone dla dzieci.
Zdobienie jest całkiem spore, fantastycznie zachowane, pełne detali, piękne. Jakość zdjęcia nie jest najlepsza, ale brama była zamknięta i nie mogłam wejść na teren przedszkola. Linia poprzeczna to cień rzucany przez daszek budynku.

A tu zdjęcia wejścia z oddali i inny fragment budynku.

 



poniedziałek, 28 maja 2012

Oldskul:)

Mam ciągoty do przedmiotów z minionych 'epok'. Wspominałam o designie, wzornictwie lat '50tych i '60tych, które uwielbiam. Niezwykłą inspiracją są dla mnie również przedmioty użytku codziennego, szczególnie zabawki i rzeczy okołodzieciowe wyprodukowane przed epoką kucyków Pony, Petszopów i Hotłilsów.
Tak sobie myślę, że to pewnie dlatego, że (odkąd jestem mamą) bardzo staram się pamiętać, jak to było być dzieckiem. Myślę, że spora dawka empatii znacznie ułatwia proces wychowania Dzidków, zrozumienia ich toku myślenia, działania.



Poza oczywistym sentymentem, kieruję się względami estetycznymi i przygarniam przedmioty, które mi się po prostu podobają, dla których widzę miejsce w mojej przestrzeni. Nie tworzę kolekcji, nie poluję na 'eksponaty', nie zasypuję domu śmieciami, po prostu lubię mieć kilka drobiazgów, które prócz tego, że dobrze wyglądają, coś mi tam przypominają.

I dlatego nie musi to być jakaś wyjątkowa staroć: mogą to być zabawki z zestawów happy meal. Bo czyż można się oprzeć Lordowi Waderowi, czy uroczemu Ciastkowi? IMO oni też są olskulowi;)  
Moje ulubione Matrioszki kiedyś mnożyłam na wszelkie sposoby i rozdawałam. Tę uszyłam i zostawiłam dla... siebie;)
 
Czasami tylko wpisuję w wyszukiwarkę 'pamiątki z prl'u' i bawię się samym oglądaniem i wspominaniem: miałam to, czy nie? nie, ale Kaśka z przedszkola miała, ach, zazdrościłam jej...



ps. Chociaż nie, jest jedna działka w tej grupie (pamiątki z prl'u), na którą troszeczkę poluję. To plakaty, plansze edukacyjne, ulotki propagandowe skierowane do dzieci, a przygotowywane i wydawane w tamtych czasach przez PCK, PZH, wydawnictwa szkolne i inne ministerstwa spraw ważnych;) Zrobię o nich osobny post zatem.

piątek, 25 maja 2012

Mary Poppins wróciła!

Ha! Przyszły dzisiaj, pięć części, w całkiem dobrej kondycji, tak, jak zapewniał opis aukcji:)
Moje koleżanki brnęły w Anię z Zielonego Wzgórza, a ja zaczytywałam się powieściami o nieco oschłej, megalomańskiej i, w niezbyt oczywisty sposób (ale jednak), sympatycznej niani czwórki dzieci z angielskiego miasteczka.


O książkach tych pamiętałam zawsze, ale powrót do nich stał się oczywisty wraz z pojawieniem się moich dzieciaków, których dzień obowiązkowo kończy się wspólną lekturą. Parę tygodni temu spędziłam miły weekend w domku letniskowym znajomych, gdzie wśród mnóstwa książek zwiezionych tam przez gospodarzy odnalazłam stare egzemplarze Mary Poppins właśnie. Wiedziałam, że muszę mieć natychmiast własne i to te stare wydania z lat 80tych, które czytałam po siedem razy.
[Teraz kilka czołobić wdzięczności dla Allegro;)]


Świetna historia, magia, angielskie poczucie humoru plus fantastyczne ilustracje Mary Shepard, córki E. H. Sheparda, ilustratora Kubusia Puchatka.





 Już przebieram nogami na myśl o wieczornym czytaniu! Jestem pewna, że przepadną, jak ja, która biegałam do biblioteki po kolejny tom (wydawane były wtedy na bieżąco, to jak dziś czekanie na kolejną serię Hous'a).
Pamiętam, jak wyszła ostatnia część: Mary Poppins na ulicy Czereśniowej. Trudno mi było uwierzyć, że to koniec. Wtedy pozostało mi jedynie mielić istniejące tomy po kilka, kilkanaście razy. Ale teraz, przy okazji poszukiwań okazało się, że w '91 roku  w Polsce pojawił się jeszcze jeden: Mary Poppins i nr 18!  Z pewnością go nie przegapię;D

ps. Mój syn: " Mamo, czy to o tej niani, co ją pożarły dzieci?" hm...


wtorek, 22 maja 2012

Kto by pomyslał, ...

... że Gdynia jest taka 'designerska'? Mój apetyt na tę formę sztuki jest tutaj ciągle podsycany całkiem interesującymi i inspirującymi wydarzeniami. Być może sfokusowałam się, nieistotne, ważne, że bardzo mnie to cieszy:)
Uwielbiam polski design połowy minionego wieku, kocham te formy, tę szaloną, kosmiczną nowoczesność, błyskotliwe pomysły ukierunkowane na funkcjonalność i ŁADność;). 

Wiem, że tak, to miała pewnie tylko 'stolyca', ale i tak uwielbiam ten obrazek:


Sama słodycz;)

Niedawno podsumowanie tego okresu można było obejrzeć na wystawie kolekcji Chcemy być nowocześni, warszawskiego Muzeum Narodowego, która wylądowała gościnnie w Muzeum Miasta Gdyni. Bardzo ciekawa wystawa z interesującymi imprezami towarzyszącymi. 
Niesamowite (?), ale najczęstszą myślą towarzyszącą mi podczas oglądania kolejnych eksponatów (oprócz: 'boziu, marzę o tym krześle'), było: 'o jaa, taki stolik/podobne krzesełko/prawie taka sama lampa były u mojego dziadka/ w szkole, w której pracowałam/ gdzieś tam, nie pamiętam gdzie'. I żal, bo większość z tych rzeczy jest już nie do odzyskania. Zastąpiły je bodziowate, blekredłajtowate maszkary, które raczej nie będą miały swojego comeback'u za 50 lat, bo są po prostu kiepskie... 
[Na szczęście coś się rusza w tej materii i np. jasienicka Paged Meble sięga po wzory zaprojektowane dla siebie ponad pół wieku temu przez Mariana Sigmunda:)]



Powyżej kilka ze zdjęć z wystawy. Szkoda, że jest to jedynie czasowa ekspozycja, warto byłoby stworzyć stałe miejsce, bo te przedmioty i temat zasługują na własną przestrzeń.
Do tematu wrócę z pewnością, chociażby ze względu na wzornictwo tkanin (uwielbiam!) i ten okres w ogóle (uwielbiam! bis).

poniedziałek, 21 maja 2012

Trudno, co robić...

... podejmę więc próbę, mniej lub bardziej publicznego, wyflaczania się na tematy różne.
Rozrzut tematyczny prawdopodobnie nie będzie imponujący: okołożyciowe obserwacje,  Dzidy moje (sztuk: dwie) i cudze (b.o.), design, grafika, wystrój wnętrz, książki - ilustracje do nich przede wszystkim, może trochę hand-made'u i masa inspiracji.

Obecnie najbardziej natchniona jestem przez okoliczności przyrody: wyrwana z tak zwanego 'nienacka' z ulubionej Wielkopolski, odkrywam uroki życia nadmorskiego mieszczucha:)