Mam ciągoty do przedmiotów z minionych 'epok'. Wspominałam o designie, wzornictwie lat '50tych i '60tych, które uwielbiam. Niezwykłą inspiracją są dla mnie również przedmioty użytku codziennego, szczególnie zabawki i rzeczy okołodzieciowe wyprodukowane przed epoką kucyków Pony, Petszopów i Hotłilsów.
Tak sobie myślę, że to pewnie dlatego, że (odkąd jestem mamą) bardzo staram się pamiętać, jak to było być dzieckiem. Myślę, że spora dawka empatii znacznie ułatwia proces wychowania Dzidków, zrozumienia ich toku myślenia, działania.
Poza oczywistym sentymentem, kieruję się względami estetycznymi i przygarniam przedmioty, które mi się po prostu podobają, dla których widzę miejsce w mojej przestrzeni. Nie tworzę kolekcji, nie poluję na 'eksponaty', nie zasypuję domu śmieciami, po prostu lubię mieć kilka drobiazgów, które prócz tego, że dobrze wyglądają, coś mi tam przypominają.
I dlatego nie musi to być jakaś wyjątkowa staroć: mogą to być zabawki z zestawów happy meal. Bo czyż można się oprzeć Lordowi Waderowi, czy uroczemu Ciastkowi? IMO oni też są olskulowi;)

Czasami tylko wpisuję w wyszukiwarkę
'pamiątki z prl'u' i bawię się samym oglądaniem i wspominaniem: miałam
to, czy nie? nie, ale Kaśka z przedszkola miała, ach, zazdrościłam
jej...
ps. Chociaż nie, jest jedna działka w tej grupie (pamiątki z prl'u), na którą troszeczkę poluję. To plakaty, plansze edukacyjne, ulotki propagandowe skierowane do dzieci, a przygotowywane i wydawane w tamtych czasach przez PCK, PZH, wydawnictwa szkolne i inne ministerstwa spraw ważnych;) Zrobię o nich osobny post zatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz